Carpe diem


Kiedy my się nauczymy cenić chwile i ich nie tracić.  Kiedy uświadomimy sobie jak bardzo mało mamy czasu. Wciąż mówimy – musimy kiedyś umówić się, pogadać. I odwlekamy bo czasu nie ma albo sprzyjających okoliczności a nawet okazji. Miesiąc za miesiącem , rok za rokiem i wszystko jest na KIEDYŚ. A potem mówimy – tak chciałem się z nim spotkać, napić, pośmiać, cokolwiek.  Tylko, że człowieka już nie ma. Nie zdążyliśmy.  Umarł w przeciągu kilku miesięcy choroby i nic tego wcześniej nie zapowiadało.  Pozostaje nam tylko pamięć i cholerny żal, że tak zwlekaliśmy. Nigdy tak jak teraz Carpe diem nie nabiera takiego wyraźnego koloru.  Wręcz razi po oczach swą jaskrawością a my co ?  Ciągle jesteśmy ślepi a  kolejny kolega czy koleżanka gryzie ziemię. Robi się coraz więcej pustych miejsc wokół.       Czy to kosztuje aż tak wiele wysiłku ? Czy może przez zwykłe lenistwo marnujemy tak wiele szans ? A może jesteśmy tak zamknięci w sobie a nawet tak zarozumiali, że nie dociera do nas jeszcze kruchość życia.
W drugą rocznicę śmierci  pamiętamy i tak strasznie tęsknimy.

Pieśń Horacego sprzed 2000 lat wciąż tak głębokie ma znaczenie

Nie pytaj próżno, bo nikt się nie dowie,
Jaki nam koniec gotują bogowie,
I babilońskich nie pytaj wróżbiarzy.
Lepiej tak przyjąć wszystko, jak się zdarzy.
A czy z rozkazu Jowisza ta zima,
Co teraz wichrem wełny morskie wzdyma,
Będzie ostatnia, czy też nam przysporzy
Lat jeszcze kilka tajny wyrok boży,
Nie troszcz się o to i… klaruj swe wina.
Mknie rok za rokiem, jak jedna godzina.
Więc łap dzień każdy, a nie wierz ni trochę
W złudnej przyszłości obietnice płoche.