Nie dam się


Wreszcie mam w co ręce włożyć a raczej w rękę szydełko za sprawą dostawy materiału na dość poważne i duże zamówienie.  Zajmie mi to co najmniej dwa miesiące i to cieszy mnie niezmiernie bo głowa zajęta liczeniem oczek a nie innymi sprawami. Powstaje firanka na spore okno i długa do podłogi.  Wydziergałam sobie maseczkę ale nadaje się raczej na chłodniejsze dni. Choć chyba każda na takie się nadaje.  Wczoraj jakiś dzień darów do mnie zawitał. Najpierw sąsiadka z rogalikami i maseczkami ( żółta i niebieska).  Chwilę później siostrzenica z czterema maseczkami w misie i kotki. Teraz mogę przebierać się zależnie od nastroju.  Oczywiście od razu skorzystałam i 2 km spaceru, powietrza, wiosennej zieleni i kwitnień. Niestety w masce ciężko mi się oddycha i musiałam odpoczywać  mając w głębokim poważaniu co jeśli zaczepi mnie patrol policji. Nie zaczepił choć ostatnio przez okno widzę dość sporo patroli, jak nigdy przedtem. Wizyty specjalistów odbywam telefonicznie ale niestety okulistka nie zrobi mi badania dna oka przez telefon ani nie przepisze nowych szkieł mimo, że ostatnio gorzej widzę. Jest to więc jakaś tylko formalność bo wizyta dawno ustalona a na przyszłą ustaleń być nie może.  Następna wizyta u specjalisty pod koniec kwietnia i pewnie będzie miała podobny przebieg.  Na szczęście nic drastycznego się nie dzieje, przynajmniej nie odczuwam by się działo.  Nie chcę sobie nawet wyobrażać co wtedy gdyby dziać się zaczęło. Martwi mnie niemożliwość zrobienia badań bo dawno miałam już je powtórzyć wobec dziwnych ostatnich wyników. Co prawda jest otwarty punkt w głównej diagnostyce ale tam jest za dużo ludzi a co za tym idzie, za duże ryzyko.  Bo  punkt jest jeden na 250 tysięczne miasto.  W takiej sytuacji jest mnóstwo ludzi a nawet znacznie gorszej niż moja.  Bo ja na szczęście czuję się dobrze, mam w co ręce włożyć i wokół siebie ludzi, którzy dostarczają mi najpotrzebniejsze rzeczy. Nawet mam z kim pogadać bo przyjaciele dzwonią nawet częściej niż przedtem choć najczęściej zamieniam się w dobrego słuchacza ale tak było tez zawsze. Może nie mam komu powiedzieć o swoich lękach ale czy kiedykolwiek potrafiłam o tym mówić  i czy nawet warto ? I nie mam jeszcze planu jak dalej żyć w nowej rzeczywistości by bez ryzyka wprowadzić aspekty normalności. Bo to już nie jest tylko przeczekanie miesiąc , dwa , pół roku a raczej podporządkowanie swojego życia  do nowego. W ramach tego trzy razy w tygodniu odbywamy z synem 45 minutowe treningi by się całkiem nie zastać. Zamierzam też wychodzić może nie codziennie ale w miarę często. Zaciskam zęby by znów nie dać się pokonać bo nie dam.

Na Wielkanoc



Gdzie szukać nadziei kiedy świat się kończy
Stary , zatwardziały posąg marnych przekonań
Czy wystarczy zajrzeć w niewinne dziecka oczy
By przewartościować ścieżkę swych dokonań

Ta droga krzyżowa każdego człowieka
Jak On cierpimy w życiu swoje rany
A na jej końcu nie wiedząc jaki los nas czeka
Na Golgocie rozpaczy , którą w sercu mamy

Lecz blisko Zmartwychwstania, radość nadchodząca
Zwycięstwo dobrej nowiny o świcie
Łzy żałobne  osuszą pierwsze promienie słońca
Śmierć pokonana, pozostaje życie

To jest nadzieją  wlana w ludzkie  serca
Pomimo , że tak trudno  to wszystko  zrozumieć
Wciąż po tej Ziemi nasza poniewierka
Trwać będzie jeżeli żyć będziemy umieć.