Nic tak nie daje odczuć zadumy przemijania
Jak ta jesień co nagim drzewem się mi
kłania
I stosy liści na ścieżce mieniące się kolorem
Szeleszczą jakby chciały by myśli biegły
takim torem
Te najgłębiej schowane nawet
przed samą sobą
O tym, że serce od dawna okryło się żałobą
O tym, że
nadzieja nie ma uzasadnienia
I trzeba zrezygnować i nie
wierzyć już w złudzenia
Kasztan wrzucony do kieszeni dodaje otuchy
Lecz nie Ty bo na mnie jesteś ślepy i
głuchy
I prawda w tym jest oczywista
Twoje ramiona to nie moja przystań
Bo jestem jak to nagie drzewo, które się liści swych
pozbyło
Samotne, dumne chociaż biedne i
nie znające co to miłość
Poprzez życia niełatwą
codzienność, przez moją bezsenność
Mego serca szaloną odmienność.