Czy wiesz co robisz Boże ?

Kilka miesięcy temu pochowała 22 letnią córkę. Nic nie przygotowało ją na to wydarzenie, bo dziewczyna była okazem zdrowia i śmierć nastąpiła nagle , być może nawet przez zaniedbanie lub opóźnienie leczenia. Dziś jest cieniem tamtej kobiety. Ubrana na czarno ( kolor zupełnie nie pasujący do jej urody i usposobienia) , o smutnych , nieobecnych oczach.  Cierpienie , niechęć życia , apatia wobec otoczenia ujawniło w niej największego wroga człowieka , raka. Dziś ma odjęte obie piersi , jest po chemii lecz nie ma w niej walki o życie. Wszystko dzieję się jakby bez jej udziału , obok. Choć wiadomo , że człowiek może znieść więcej niż przypuszcza to w każdym rodzi się bunt , dlaczego jeden doświadczany jest pasmem cierpień psychicznych i fizycznych a inny przechodzi przez życie gładko, potykając się o drobne tylko niepowodzenia. Zawsze powstaje pytanie – dlaczego właśnie ja? Czym sobie zasłużyłam na taki los? Bo wciąż jeszcze i nadal traktujemy to co nas spotyka jako nagrodę i karę. Częściej nawet te kary sprawiają powstawanie w nas buntu. Czy to kogoś dziwi , taka reakcja , naturalna na bezmiar cierpienia ponad siły jednego człowieka?
Czasem mam tak , że przytłaczaja mnie mury. Wielka płyta wali mi się na głowę miażdżac każdą nowo narodzoną błyskotliwą myśl lub pomysł. Wtedy zaprowadzam dziecię do przedszkola , wsiadam w autobus i jadę w wielkie miasto by zgubic się wśród spieszacych się do codzienności ludzi. Nie mam celu , nie mam wyraźnej potrzeby , nie mam nic do załatwienia , nic konkretnego do kupienia. Czasem przysiądę w małej kawiarence na ekspreso bez mleka i patrząc na wciąż spieszących się ludzi obserwuję ich zacięte wyrazy twarzy. Bywa , że przywoże do domu zupełnie niepotrzebną rzecz bo uwielbiam rzeczy zbędne do życia a stanowiące drobiazgi dla przyjemności. Czasem wchodzę do empiku i spędzam tam dużo czasu napawając się możliwością dotykania , kartkowania, zapachem drukarskiej farby.
Cieszą mnie moje tajne wyprawy choć po powrocie czasem nie wiem w co ręce włożyć.  I wczoraj wracając spotkałam Ją. Zagadałam jak zwykle – cześć G , z pracy wracasz , co dobrego? Na co ona – już nie pracuję , jestem na rehabilitacji , mam odjęte obie piersi, jestem po chemii. Dopiero wówczas zwróciłam uwagę na moją niestosowność zachowania, tak beztroskiego. Zrobiło mi się niezręcznie więc życząc, z przekonaniem, zdrowia pożegnałam się dość szybko , dziś myślę , że za szybko. Bo my , ludzie uciekamy przed cierpieniem innych , jakby bojąc się zarazic ich smutkiem. Wcale nie jestem wyobcowana w takim zachowaniu i dopiero po czasie , gdy jest za późno , dociera do mnie jak głupio się zachowałam. Co innego w szpitalu , gdzie jestem przygotowana na spotkania z ludźmi, których twarz krzywi często ból i troska o swoje zdrowie ale na ulicy , tak nagle , zupełnie nie przygotowana. Tkwiąc w smutku i niepogodzeniu się z krzywdą ludzką nucę od wczoraj :

„ Ja się nie skarżę na swój los
Nie żądam więcej niż dać możesz
Jedynie mam nadzieję , że
Że wiesz co robisz Boże „

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz