Przed siebie
Bo nie ma we mnie nic i nic nie jestem wart
A czerwień mojej krwi to tylko jakiś żart
I zapominać chcę tak często jak się da
Że nie ma we mnie nic i nic nie jestem wart
A czerwień mojej krwi to tylko jakiś żart
I zapominać chcę tak często jak się da
Że nie ma we mnie nic i nic nie jestem wart
Ty pilnuj moich snów i przychodź kiedy chcesz
Te chwile z moich dni do jednej dłoni zbierz
I nie pocieszaj mnie i tak tu będę stał
Bo nie ma we mnie nic i nic nie jestem wart
Te chwile z moich dni do jednej dłoni zbierz
I nie pocieszaj mnie i tak tu będę stał
Bo nie ma we mnie nic i nic nie jestem wart
Myslovitz
Odkładam na potem szukając wymówki , że jeszcze nie dziś , że to nie ta pora , wciąż jestem zbyt słaba więc muszę wpierw pozbierać siły , przygotować się na ewentualną walkę o siebie, walkę o cokolwiek. I tak mija kolejny poniedziałek po nieudanej sobocie i niedzieli , kiedy to wydaje mi się , że tym razem mi się uda. Lecz chyba ze mną wciąż jest cos nie tak bo utykam w martwym punkcie. Wychodzę z domu by iść bez celu po martwych liściach wczesnego listopada choć pogoda taka , że tylko czerpac radośc ze spaceru ale mnie jest ciężko i z trudem zmuszam nogi do przebierania. A i tak usiedzieć na miejscu nie sposób więc lepiej pochodzić , nadziwić się cienkością księżyca , próbować złapać perspektywę lub myśleć całkiem o czymś innym. Czasem tak na ulicy spotyka mnie przeszłość. Snuję wspomnienia czasem z trudem dając wiarę , że dotyczą mnie samej. Zobaczyłam zdjęcie przyjaciela z bardzo dawnych lat , kiedy takie moje snucie się po mieście było niemalże codziennością. Bez celu , bez powodu , tylko dlatego , że nie miałam się gdzie podziać i co ze sobą zrobić. I nie miałam co zrobić z tymi moimi myślami , których nie rozumiałam. Przypomniał mi kim wtedy byłam. Teraz już znacznie rzadziej wychodzę donikąd , nie potrafiąc znaleźć wytłumaczenia. Czasem droga jakoś sama zaprowadza mnie na cmentarze. Gdy są wyludnione potrafią przynieść zadziwiający spokój. Zresztą gdziekolwiek gdy szkodzi mi widok moich czterech ścian i ciąży obecność obcego bliskiego. A jeśli zostaje to zwijam się w kłębek by poczuć choć na chwile jakieś utracone poczucie bezpieczeństwa. Albo siadam z kolanami pod brodą chowając w nich głowę i wyłączam się , moja obecność zbędną nawet dla mnie samej. Chyba nigdy nie załatają się wszystkie dziury jakie w sobie noszę. Nadal nie wiem kim jestem i czasem tak bardzo chciałabym móc nie wrócić.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz