Wolałabym żyć
Mam taką ulubioną książkę Thierry Cohena pt. Wolałbym żyć. Główny bohater – Jeremiasz po tym gdy rzuca go dziewczynaw dniu jego urodzin próbuje popełnićsamobójstwo. Lecz los kpi sobie z niego i pozwala mu na przeżycie kolejnychświadomych dni jedynie raz w roku lub raz na kilka lat. Wtedy dowiaduje się , że przez resztę czasu, wtedy gdy nie jest tego świadomy, jeststrasznym człowiekiem. Jedyne copamięta to życie przed samobójstwem i te pojedyncze dni świadomości. Całą resztę życia poświęcił na to by niszczyćwszystko wokół co tak bardzo kochał ,łącznie z ukochaną kobietą. Ma za mało czasu by naprawić zło jakiewyrządził innym bo za każdym razem jest to tylko kilka godzin. Czytam sobie tę książkę kiedy chcę sobiepopłakać tak zupełnie bez powodu. Ale tonie prawda. Mam bardzo wiele powodów dopłaczu więc czytam ją kiedy nie chcę się przyznać do bólu i strachu. To tak jak krojenie cebuli jako pretekst by nie musieć się przed nikim tłumaczyć. Bo nic tak nie wkurza jak pytania wtedy „dlaczego”. Okruchy przyjaźni wydzielanej jak reglamentowany chleb bez którego ciężko przeżyć najtrudniejsze okresy w życiu. Jakieś tam poczucie godności nie pozwala sięna to zgadzać. Jakieś wyrafinowanie mówi, że lepiej cokolwiek niż nic. JakJeremiasz mający raz na rok jeden dzieńprawdziwej świadomości życia. Jakaśzachłanność jak głód ale czy możnanajeść się okruchami ? Dziwnie brzmipotem takie pytanie – dlaczego płaczesz? Płaczę bo jestem głodna a głódupokarza. Nie ważne czy tym chlebem będzie zupa, czas, przyjaźń czy uczucia. O żadną z tych rzeczy i tak nie potrafięprosić sama oddając wszystko. A tuakurat mamy październik , taki mimo wszystko nie najgorszy bo te liście i kasztany jak zwykle. Tylko , że dni lecąnieubłaganie. Odliczam jak żołnierzkończący służbę ( przynajmniej kiedyś tak było). Miałam być dzisiaj w Krakowie nad mamygrobem. Nie dane mi było nawet to. Nad cmentarzem przebiegają trasy samolotów podchodzących do lądowania. Bez obawy, nieboszczykom i tak jest wszystkojedno, że ciszę co chwilę przerywa ryk silników. I tak w koło jest dostatecznieładnie , zielono i spokojnie. Po prostu stojąc tam jakoś odruchowo zadziera się głowę w górę choćby miało się ją najbardziej spuszczoną. Refleksja nad przemijaniem i tak nie zostaje zakłócona jak irefleksja nad istnieniem , nawet tym wczyjejś świadomości . Jeśli los przewrotny jak zwykle, mi pozwoli, jeśli pozwolimi przeżyć i pożyć jeszcze jakiś czas spróbuję wytrwać głodując , spróbuję się ztego ucieszyć. A jeśli stanie sięinaczej to po prostu zniknę. Tutaj , w życiu, w pamięci , w istnieniu wkimkolwiek. Jeremiaszowi skradziono życie a czasem czuję się podobnie choć przecieżwiem , że nic się nie dzieje bez powodui człowiek musi przejść to wszystko comu jest przeznaczone. Jeśli wrócę to będę.
Nie pisz jeszcze po mnie epitafium
Poczekaj dni sześć , może nawet siedem
Daj dojrzeć owocom nieuchronności
Zanim spadną w przestrzeni zamkniętego czasu.
A potem napisz krótko bo nie warto
Rozpisywać długich poematów
I tak nikt tego przecież nie przeczyta
Na pograniczu tych dwóch zagadkowych światów.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz