Grinich ? a może warto

Ostatnie grubsze zakupy świąteczne, skrzętnie sobie obiecane , że ostatnie. Bieg od pólki do półki by zdążyć do kasy przed innymi i nie tracić w kolejce do niej cennego czasu. Mężczyźni pilnujący wózki , do których zakupy donoszą ich zony biegające z doskonałą znajomością gdzie co jest i co jest potrzebne , wyglądają całkiem jak ten towar na półkach z wyrazem w oczach , niech mnie ktos zabierze do domu, znudzeni do granic przyzwoitości , z rzadka podejmując decyzje o wyborze świątecznej kawy. Ożywają jedynie w okolicach konieczności wyboru win lub innych trunków. W tle czingil bell lub inna cicha noc zmuszająca wszystkich bez wyjątku do sztucznej radości z zaistniałego czasu. A ja poczułam , że nawet jeśli do corocznej tradycji dodam odrobinę fantazji to i tak wpadam w rutynę. Rutyna charakteryzuje się niejakim spokojem , bo skoro przez tyle czyli przez dwadzieścia parę lat przygotowywało się święta to ma się wprawę w poukładaniu kolejności czynności corocznych. Przez te wszystkie lata raz tylko spędziłam święta poza domem i mi się nie podobało, z chęcią natomiast zapraszam i z rzadka zdarza mi się by talerz dla wędrowca stał do końca pusty. Chyba dlatego , że w tym czasie jakoś nadzwyczajnie lubimy czuć w sobie , że jesteśmy lepsi niż na co dzień, lepsi od święta. Padł pomysł kupienia żywej choinki ale ja mówię , po co. Sztuczna kupiona trzy lata temu , piękna , wysoka , gęsta okropnie, doskonale imituje żywą , głównie sypiącymi się igłami. Jeszcze kilka lat upłynie zanim będzie całkiem łysa. Widocznie producent przywidział i dlatego zrobił ją taka gęstą. Wszyscy jakoś biadolimy na święta , a że karp żywy , a że nie wiadomo co kupić na prezenty , a że jesteśmy zwyczajnie zmęczeni by tworzyć wśród bliskich pełną uroku , jedyną w roku atmosferę. Ale proszę bardzo , wyobraźmy sobie , że nagle znikną święta , takie Grinch , świąt nie będzie. Chyba każdemu byłoby żal. Fakt , że czasem nas mdli od przesytu lukru w ludziach pachnącego sztucznością jak sztuczna choinka, przeważnie dlatego , że media i cała ta otoczka już dawno straciła na naturalności. Moja mama mówi , że kiedyś kupowało się kartkową szynkę na święta i było jej niewiele ale zjadało się do ostatniego kawałeczka , cały rok pamiętając jej smak. Teraz mamy przesyt wszystkiego i i jakby mniej nam to smakuje. Z tego właśnie powodu , pomimo , że mam możliwości , niektóre wigilijne potrawy podaję tylko raz w roku , aby nie nabawić się ich przesytu, aby za nimi zatęskniła cała rodzina, aby czekała na nie cały rok. Najbardziej rozczulająco przeżywają święta małe dzieci , takie nieskażone jeszcze , pełne ufności , nasłuchujące dzwoneczków reniferów , starające się być wyjątkowo grzeczne w tym czasie. Dziękuję losowi , że mam możliwość na nowo zarażać się ich emocjami i fantazją.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz