Nic nam nie jest dane na zawsze

Totalny banał ale jaki prawdziwy. Dziś jestem kimś a jutro jestem nikim.  W jednej chwili fortuna się obraca i nie pozostaje zupełnie nic z tego co było wcześniej. Dotyczy to zdrowia, rzeczy, pracy i związków. Czasem nawet  jedno jest konsekwencją drugiego.
Pewna znajoma przez wiele lat była z kimś związana. Wspólne plany, wspólne inwestycje w postaci mieszkania, dorobku, planów na przyszłość.  Marzyła również o wspólnym dziecku lecz decyzja była odkładana bo ciągle coś tam, bo on studia, bo ona dobra praca, bo kredyt na mieszkanie. Aż w końcu jemu przestało wystarczać.  Chciał kogoś bardziej na poziomie, jego poziomie bo przecież już prawie magister a ona ledwo po liceum. Przestali mieć tematy do rozmów a ona przestała pasować do jego znajomych.  Ludzie się rozstają i nie ma w tym nic nadzwyczajnego.  To jest zawsze tylko  osobisty ból  straty. Przeważnie dla tego, kto zostaje porzuconym. Tylko do cholery po co okrucieństwo tego, który porzuca? Czy nie można przemilczeć i nie wbijać tej ostatniej szpili ? Czy koniecznym jest wykrzyczeć – zostawiam cię bo jesteś tępa? Czy trzeba z kimś spędzić dziesięć lat by dojść do takiego wniosku a może to pretekst dla braku miłości? Czy można poczuć się lepiej przez to tylko, że sprawimy , że ktoś drugi poczuje się źle? Nie rozumiem i nie chcę rozumieć bezsensownego ranienia,  jeszcze nie tak dawno  najbliższej na świecie, osoby. Niestety świadczy to o poczuciu winy, które przenosi się na tego drugiego, tłumaczy na tysiące sposobów  i zagłusza w każdy możliwy. I to nie dlatego, że się ludzie rozstają bo to banał jak świat stary ale dlatego, że to rozstanie nie jest uczciwe.  Skoro nie jest uczciwe rozstanie to  i sam związek zbyt uczciwy nie był.  Tylko, że żaden nie powie- zostawiam cię bo cię oszukiwałem, bo cię zdradziłem , bo byłem wobec ciebie nieuczciwy.  Za to chętnie wytłumaczy to wszystko tym, że byłaś tępa albo niezbyt  dobra dla niego. Wszędzie wina, wina a ukarany zostaje ten drugi. W przypadku wspomnianej pary to co mu to dało, że przez zranienie jej spowodował jej niską  samoocenę? Mógł odejść jeśli chciał ale nie musiał przy okazji jej niszczyć.  Sama kiedyś rozstawałam się z kimś dziękując sobie wzajemnie za każdą spędzoną razem chwilę, za każdą ciepłą myśl i tęsknotę. Choć to było wiele lat temu to do dziś się przyjaźnimy i przede wszystkim, szanujemy. Wyszliśmy z tego bez ran, bez konieczności leczenia swojej psychiki, z klasą.  Ale nie zawsze tak jest.  Jako ta gorsza obarczam się winą popełnioną lub nie, odpowiedzialnością za zachowanie innych, których do takich zachowań sprowokowałam. Analizuję rozdrapując swoje psychiczne rany, zamykam w sobie i izoluję się od świata czując  się coraz bardziej nikim. A to wszystko  muszę ukryć przed rodziną  , bo nie umiałabym nawet odpowiedzieć na setki pytań o siebie. A wszystko to przez otrzymane okrucieństwo, bo nikt jak ktoś bliski nie wie, gdzie najtrafniej wbić szpilę, żeby zabolało najdotkliwiej.
…Na ukrytych fotografiach 
Żółkną białe bzy
Kto tam się umawia 
Na wieczność?
To my, to my, to my
Nanizani jak korale
Na cieniutką nić
Przesuwamy się wytrwale
Byle być
Nic nie dane jest
Na zawsze
Nawet niebo ponad głową 
Ma swój kres
Nic nie dane jest 
Na zawsze
Pokochajmy to 
Co dzisiaj jest…
Zawsze w Wigilię znajduję chwilę czasu na rozmowę z sobą, na to by uczyć się sobie wybaczać. Wybaczać błędy, prowokacje, niezamierzone krzywdy, cynizm.  Sobie wybaczyć wcale nie jest łatwiej niż innym. Jest trudniej bo innym wybaczyłam już dawno. Z sobą muszę o tym porozmawiać.
Świątecznie chciałabym  życzyć każdemu, kto mnie jeszcze czyta  dobrego czasu i wyrozumiałości dla siebie samych. Bądźcie zdrowi i szczęśliwi.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz