W drodze i po drodze
No to wróciłam. Co by nie powiedzieć jazda przez całą Polskę jest koszmarnie długa i męcząca. Jako , że spodziewałam się braku cierpliwości zniesienia jej trudów przez moje dziecko , podzieliliśmy ją na pół i znów była okazja spotkać się z bratem i rodziną , jak również odwiedzenie miasteczka w którym przyszłam na świat. Sentymentalna się robie jak diabli. 17 km od tego miasteczka jest wieś. Tam byłam przez pierwsze swoje lata na wychowaniu u cioci ( tej co zmarła w grudniu)a później spędzałam tam kawałek każdych wakacji. Ale jaka to wieś? Malowniczo położona wśród lasów , z własnym jeziorem , rynkiem , domem kultury , kinem i parkiem. Na moje oko to ta wieś już dawno powinna uzyskać prawa miejskie. Pospacerowałam trochę budząc dawne wspomnienia. Mąż mojej cioci miał brata , którego ja uwielbiałam nad życie. Mając lat zaledwie trzy wymykałam się codziennie do tego wujka do pracy by zjeść z nim śniadanie. Nie była to łatwa wyprawa , bo musiałam przebiec bardzo ruchliwą drogę łączącą Poznań z przejściem granicznym. Żeby nie miał wątpliwości iż należy podzielić się ze mną posiłkiem zawsze mówiłam , ze przecież ja jeszcze nic nie jadłam. Guzik prawda ale warto było. Biegałam tak sobie ku zgrozie całej rodziny, ciocia mało przeze mnie nie osiwiała , zamykała mnie na podwórku i tylko tam pozwalała się bawić a ja zawsze znalazłam sposób by się ukradkiem wymknąć aż do czasu gdy wpadłam pod motor i kierowca przyniósł mnie nieprzytomną. Jeszcze tego samego dnia ciocia odwiozła mnie do Krakowa , do mamy. Wspomniany wujek miał bardzo dystyngowaną żoną , starannie utrzymującą domowy porządek. W tamtych czasach za sprawą mody i urody sypialni na łozkach kładlo się stos puchatych poduszek , przykrywało to się haftowaną kapą a na samej górze sadzało lalkę. Jezu co to była za lalka w tym ciocinym domu. Była przesliczna ubrana w długą sukienkę jak do ślubu i miała długie jasne włosy. Możecie sobie wyobrazić z jakim głodem w oczach na nią patrzyłam mając w zamysle dorwać się grzebieniem i czesać , czesać , pleśc warkocze i takie tam. Zdobyłam się na odwagę i głosem najbardziej proszącym błagałam by mi tą lalkę dała ta surowa ciotka , przed którą czułam ogromny respekt. Na co ona na odczepnego powiedziała : dam ci jak zemrę. Moja szczerość zawarła się w jednym pytaniu : no to kiedy zemrzesz? Do dziś tak mam że mogę czekać na coś nawet bardzo długo pod warunkiem określenia choćby w przybliżeniu czasu finalnego sprawy. Lalkę dostałam , miałam ją bardzo długo , nazwałam Dorotka i była ozdobą mojej kolekcji lalek Dowiedziałam się własnie , że owa ciotka wciąż zyje i ma się dobrze. Mieszka obecnie w takim dość luksusowym domu starców pod Poznaniem, w którym na miejsce czekała latami. W tej chwili ma już dobrze po 90. No to by było na tyle wspomnień z dzieciństwa. Będąc u brata nie mogliśmy sobie odmówić wejścia do lasu. Wiecie jakie tam są lasy? Piękne , sosnowe , bez zbędnych zarośli , pełne mchu . Chodzi się jak po miękkim dywanie. Wierzyć mi się nie chciało że będzie taki urodzaj i nie byłam nawet na to przygotowana zabierając niepokaźne pojemniki na ewentualne zbiory. A tu proszę. W przeciągu dwóch godzin w jednym miejscu zebraliśmy dwa duże wiadra podgrzybków. Grzyby zostały przebrane i przygotowane do suszenia i marynowania , odebraliśmy je w drodze powrotnej ,a my wyruszyliśmy w dalszą drogę nad morze. Wiecie jaka była ostatnio niesprzyjająca pogoda ale morze przywitało nas ciepłem i przyjazną bryzą. Pierwsze wrażenie mojego Piotrka było niesamowite. Kiedy zobaczył tyle wody i wielką piaskownice to zaczerpnął powietrza i powiedział : ło jeziu !!! CDN.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz